środa, 31 grudnia 2014

327.

Nie miałam żadnych planów na dzisiejszą noc, dlatego mój organizm postanowił zadecydować za mnie i wybrał bronchopneumonię, czyli przymusową zabawę w Pierzynowie przy dźwiękach z imprez TVNu, Polsatu czy Dwójki. Omijamy kanały z Eweliną Lisowską, Enejem i innym męczącym shitem. Taka zabawa!

Także tego, prospero año nuevo :)

piątek, 26 grudnia 2014

wtorek, 23 grudnia 2014

323.

Zrealizowałam ostatni postawiony sobie w tym roku cel. Postawiłam ostatnią kropkę i ... WYSŁAŁAM! Teraz mnie czeka solidna krytyka i kolejny miesiąc z poprawkami, ale to już bliżej niż dalej.
inżyniera mi się zachciało
A już za 8h będę ściskać moje stęsknione baby i koty. ♥

czwartek, 18 grudnia 2014

322.

Napisałam dziś ostatni (mam nadzieję) egzamin ze wszystkich przewidzianych na studiach I stopnia. Można więc powiedzieć, że jestem po studiach, chociaż jeszcze się nie obroniłam. A to może potrwać...

A teraz znalazłam sobie takie nowe, ciekawe zajęcie i jaram się niesamowicie. W końcu mam teraz trochę wolnego... :)


moja pierwsza hybryda :)

piątek, 12 grudnia 2014

321.

Poszłabym spać, ale po co? W nocy można przecież tak dużo zrobić... To się nie godzi, żeby marnować tyle, tak cennych ostatnio, godzin na leżeniu w ciepłej kołderce i wędrowaniu po krainie napisanej i oddanej pracy, bez codziennego stresu i zapieprzu. *ziew*

11 dni i będę w swojej oazie. Tylko/aż 11...

niedziela, 7 grudnia 2014

320.

Nadal nie wiem na co tak właściwie mam alergię, ale uszczęśliwiam się innymi, małymi rzeczami. A te święta będą inne niż poprzednie... :)


7,5... Moja Mordko

niedziela, 30 listopada 2014

sobota, 29 listopada 2014

318.

Kiedy już myślałam, że Twoja obecność w naszym życiu raz na zawsze przeszła do historii, to Ty znów zjawiłeś się ze swoimi buciorami i swoim syfem zburzyłeś naszą tak długo wypracowywaną harmonię. I to już nie chodzi o mnie, bo mnie bezpośrednio w drogę nie wszedłeś, ale jej zrobiłeś znowu krzywdę, za dużą. Ale wierzę w karmę...W końcu jestem egoistką, wredną kreaturą, mściwą świnią i innymi podłymi postaciami. Po prostu tak bardzo je kocham, obie!, że nie pozwolę, żeby działa się im krzywda. Bez względu na to czy jestem z nimi czy 300 km od nich.

Nie życzę Ci źle, po prostu odejdź i trzymaj się od nas wreszcie z daleka. Psuj spokój innym, najlepiej swoim, żeby poczuły jak to jest mieć zjebane życie.

piątek, 21 listopada 2014

317.

No to ciao włoskie wakacje, ciao studencka labo, ciao wolne weekendy... napiszmy tę inżynierkę.

Riva, ciao! ♥

środa, 19 listopada 2014

316.

Tak mnie wita, kiedy wracam wykończona po podróży i zajęciach zaraz po niej. ♥

Szkoda, że dopadło mnie też coś innego i bite 12h nie rozstawałam się z łazienką... zawsze mnie coś musi złapać, nie mogę spokojnie zmienić otoczenia i cieszyć się tym, czego doświadczyłam. Dziś przymusowa głodówka...

Fotorelacja później, mam do ogarnięcia 2068 (!) zdjęć.

czwartek, 30 października 2014

310.

Cała morda obolała. Nie mogę mówić, jeść, leżeć, chodzić... no nic nie mogę. Także wyjść z podziwu, że jednak udało się tego przeklętego zęba wyrwać praktycznie od ręki... kochana przyszła Teściowa i kochane znajomości w rodzinnym mieście. Teraz tylko się muszę nacierpieć, żeby potem nie musieć. Mówią, że cierpienie uszlachetnia. A kaszki mi nawet smakują. Mamusia tak o mnie dba.

środa, 22 października 2014

309.

Dla mojego Skarba zawsze wszystko, co najlepsze. Zawsze z głębi serca. Mojemu Skarbowi ZAWSZE.

moje największe szczęście! ♥

Żyj sto lat, bo czynisz życie innych lepszym.
KOCHAM CIĘ!

wtorek, 21 października 2014

308.

I może chwilami jest wesoło, ale wcale nie jest dobrze.

takie inżyniery, hoho. ♥
Niespokojna, zabiegana, zagubiona? Po co, ja się pytam...

wtorek, 14 października 2014

307.

Zaczynamy zabawę...


Tymczasem nie chcę dopuścić do siebie myśli, że już nie ma odwrotu. Że nie mam szans na pójście w innym kierunku... Za rok chcę być w innym miejscu.

#depresja #inżyniera

środa, 8 października 2014

306.

Czy żyjąc w ciągłym pędzie, pod wpływem silnego stresu, dożyjemy chociaż do trzydziestki?! Czyli rozmyślania z cyklu: termin oddania pracy się zbliża, a Marta nawet nie zaczęła zbierać piśmiennictwa, nie ma skończonych badań, a promotor ma ją w głębokim poważaniu.


Świetnie jest przecież. Pan w dziekanacie wcale nie podcina skrzydeł. Im bliżej końca tym gorzej...

środa, 1 października 2014

piątek, 26 września 2014

304.

Cóż za zwariowany miesiąc, a jeszcze się nie skończył... Aż się boję, ale może się trochę wytłumaczę. Otóż 9 września opuściłam warszawskie mieszkanie i udałam się do kaliskiego, celem zabrania wszystkiego, co przydatne na wyjazd do tzw. ciepłych krajów. W międzyczasie przewracaliśmy z B. Internet do góry nogami w poszukiwaniu urywającego dupę last minute. Ostatecznie wybraliśmy wakacje w Hurghadzie i mimo tak wielu obiekcji i wszechobecnej paniki nie żałujemy tej decyzji. Dla bezchmurnego nieba 24/7, spadających gwiazd, 30°C w nocy, totalnego chaosu wszędzie i niemalże wszystkiego za one dolar - warto było.


A pierwszy raz w samolocie? Jestem najlepszym dowodem na to, że człowiek się boi tego, czego nie zna. Tyle krzyku, tyle łez i wszystko po to, żeby na koniec stwierdzić, że wcale nie było tak źle. Powrót do kraju przeżyłam dużo spokojniej + dostałam mały bonusik od ekipy - odwiedziny w kokpicie, czego oczywiście nigdy nie zapomnę. A to wszystko za to, że przeczytałam ogłoszenie z kartki, którą mi podstawili, bo egipska ekipa nie mówiła po polsku. Znalazłam się po prostu w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.

Jedyne, co mnie przeraziło to brak jakiegokolwiek uporządkowania, gdziekolwiek. Na drodze nie ma pasów, żeby znaleźć znaki albo przejście dla pieszych to się trzeba nieźle naszukać, no i te przeklęte klaksony... to chyba najbardziej eksploatowana część samochodu w tym kraju. Zwłaszcza w Kairze - mówi się nawet, że to tutejszy język. I dla kogoś kto uważa, że u nas są korki - polecam przejażdżkę po w/w mieście.

pomidorki. HACCP i te sprawy :)
Pozostaje jeszcze kwestia tamtejszych dzieci. Wiem, że nic z tym nie można zrobić, ale odechciało mi się szczerze przejażdżki na wielbłądzie, kiedy zobaczyłam jak ciągnie go maksymalnie 6-letnia dziewczynka. Mało tego, zostałam z góry uznana za biedną, bo nie wolno mi było na niego wsiąść - młoda zamanifestowała mi to zagradzając mi drogę. Co z tego, jak i tak każdy z nas przed przybyciem na miejsce dostał rozporządzenie - no tips. Pozostaje mi wierzyć, że faktycznie dostali za to wynagrodzenie. Choć i tak uważam, że pod względem wyłudzania pieniędzy ten kraj już się może starać o mistrzostwo. Nigdzie nie można przejść, pozwiedzać spokojnie, bo przecież skoro już tu jesteś to dlaczego nie możesz kupić arafatki, magnesu na lodówkę, koszyka z bambusa czy ch. wie czego jeszcze. Oczywiście ostatecznie za one dolar, żeby w ogóle poszło - tu się nie liczy za ile, przynajmniej na końcu, kiedy już prawie uciekasz.


Zawsze kiedy czytałam jakieś informacje o Egipcie, a konkretnie o piramidach to wyobrażałam sobie ich usytuowanie gdzieś z dala od ludzi, zabudowań - w samym sercu pustyni. Rzeczywistość była jednak dla mnie sporym zaskoczeniem, kiedy z jednej strony bloki, a z drugiej wystające czubki sypiących się piramid. Ich ogrom robi wrażenie.



Kolejna świetna sprawa - safari. Pomijając polskie akcenty w naszym samochodzie (a Polaków w Egipcie było chyba więcej niż tubylców...) wycieczka całkiem przyjemna, choć skomercjalizowana wioska beduinów już nas tak nie cieszyła, a przynajmniej mnie, bo myślałam tylko o kolacji. Po takiej adrenalinie jakiej dostarczyła mi przejażdżka na quadzie strawiłam wszystko, co przyjęłam w niesamowitym tempie, a beduińskie warzywa i owoce czy zwłaszcza mięso nieznanego pochodzenia nie zyskały mojego zaufania, więc poskubałam trochę ryżu na przetrwanie i modliłam się o to, żebyśmy jednak zdążyli do hotelu. I udało się!
Co do samej przejażdżki quadem - obsługa sprzętu podobna do obsługi suszarki do włosów, z tą różnicą, że suszarka nie daje takiego kopa. Według prędkościomierza wcale nie jechałam szybko, ale miałam wrażenie, że nie jadę, a lecę przez środek pustyni. I mogłam się drzeć wniebogłosy - i tak mnie nikt nie usłyszał, taki hałas to wytwarza. Ale polecam każdemu to przeżyć. Mnie się udało to każdemu się uda. :)


Przed klątwą/zemstą Faraona broniliśmy się dzielnie każdego dnia odkażając sobie przełyk, ale jedzenie tak tłustych rzeczy przez tydzień i to w nie małych ilościach, tak czy siak odbiło się później na naszych biednych polskich żołądkach. Na szczęście już po naszej stronie.

Kiedy już myślałam, że nic mnie nie ruszyło i mogę spokojnie wrócić do Warszawy po udanym wypoczynku i kolejnym gratisowym weekendzie regeneracyjnym w Kaliszu - w dzień wyjazdu temperatura mojego ciała osiągnęła prawie 40°C na znak protestu dla polskiego klimatu. W ten sposób mój urlop się przedłużył do czwartku i choć antybiotyk jeszcze biorę, to nie dam się więcej uwięzić pod kołdrą na dłużej niż to konieczne. I mówię to ja - ta, co mogłaby spod tej kołdry nie wychodzić, zwłaszcza wtedy kiedy jest zmuszona. No bo kto nie lubi tego ciepełka? O szóstej rano, w poniedziałek albo w pracujący weekend...

Teraz już tylko szara rzeczywistość. Robię pranie za praniem, ugotowałam ulubioną zupę i czekam na powrót B. Poza tym zaczynam się już przejmować pisaniem pracy i zbliżającym się wielkimi krokami październikiem, który te obawy jeszcze tylko zwiększy. Ale każdy musi przez to przejść, więc spinam dupsko i ... do dzieła! Poza tym, zanim to, to szykuje się kolejny wyjazd - włoskie szaleństwo z moimi dziewczynami! Z tym też się wiąże trochę stresu, ale zawsze bardziej cieszą rzeczy trudniej zdobyte. Także podwójnie się spinam i zbieram siły, żeby przeżyć ten miesiąc i zrealizować wszystko, co sobie postanowiłam.

No, to tyle.

środa, 3 września 2014

poniedziałek, 1 września 2014

302.

Powoli odkrywamy wielki świat. A teraz leczymy przeziębienie i zbieramy siły na kolejny wyjazd - tym razem ciepełko, duuuużo ciepełka.

wonderland.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

300.

To już dwa lata, tak? Długo... Nie lubiłaś zdjęć, więc nie mam za dużo pamiątek, ale wciąż dobrze Cię pamiętam. W końcu często mnie odwiedzasz. Na szczęście Ciebie się nie boję, wiem, że nie muszę. Najstarsza wnuczka jest przecież zawsze oczkiem w głowie.
Tyle czasu, ale w jednej kwestii nic się nie zmieniło. Tak ... wciąż Cię kocham i wciąż cholernie tęsknię.

Gdziekolwiek jesteś, masz tam spokój, prawda?

niedziela, 24 sierpnia 2014

299.

Wielbię Warszawę za to, że kiedy w nocy naiwnie szukam kolczyka na przejściu dla pieszych, kierowcy samochodów stojących na czerwonym włączają długie światła, żeby mi pomóc. Mimo wszystko, nie udało się znaleźć zguby... :(

czwartek, 21 sierpnia 2014

298.

Muszę się przyzwyczaić do tego uczucia... Skoro można żyć bez jednej nerki czy kończyny, to pewnie bez jednej z najważniejszych osób w życiu też się da, chociaż pewnie jest to dużo trudniejsze. Nie pchaj się tam, gdzie Cię nie chcą.

... ♥
Dobrowolnie, choć z przymusu. Tylko gdzie teraz jest mój dom?

czwartek, 7 sierpnia 2014

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

292.

Doceniasz więzi w momencie, kiedy coś Cię od nich odciągnie.
To był bardzo udany i przemiły tydzień, a teraz czeka nas wszystkich bolesny powrót do rzeczywistości.

grupa Kalisz! ♥

czwartek, 24 lipca 2014

środa, 23 lipca 2014

290.

Jak to jest, kurwa, że dla inteligentnych i zdolnych ludzi zawsze braknie miejsca, a dla bogatych jełopów wszystkie drzwi są otwarte? ...

♥  !
Ściskam Maluchu. Damy radę.

sobota, 19 lipca 2014

wtorek, 15 lipca 2014

286.

A tak wygląda dzień wolny od pracy. :)

moja zmora na pierwszym planie, i nie mam tu na myśli słuchawek.

poniedziałek, 14 lipca 2014

285.

A za dwa tygodnie o tej porze będę moczyć nóżki po obu stronach. Ciekawe jak będzie z pogodą... Zamówienie wysłane, oczekuje na akceptację. :)


wtorek, 8 lipca 2014

284.

Między młotem a kowadłem... Czuję się, jakby mi ktoś wyrwał serducho z klaty i wyrzucił w pizdu do Wisły.

niedziela, 6 lipca 2014

283.

To już oficjalne - wszystkie jesteśmy po sesji. Teraz czeka nas już tylko ostatni semestr studiów I stopnia... i etap pisania pracy inżynierskiej. Ale najpierw trochę wakacji... bo to nam się w końcu należy! :)

piątek, 27 czerwca 2014

281.

Napisałam list, teraz tylko wysłać i ... czekać na cud. #akcjaDanone

tak kocham swoją uczelnię, że nawet bluzę musiałam wybrać czerwoną. ♥
3/4. OSTATNI!

środa, 25 czerwca 2014

poniedziałek, 23 czerwca 2014

279.

Nie mam czasu, bo muszę się uczyć hasłem przewodnim długiego weekendu. Bo co z tego, że byłam w domu, skoro uczelnia zaplanowała mi czas co do minuty i nie mogłam robić tego, co chciałam... No dobra, technicznie rzecz biorąc mogłam, ale potem byłby ryk, który swoją drogą i tak zawsze jest.

1/4.

wtorek, 17 czerwca 2014

277.

Boże, daj mi siły... 7 wykładów z jednego przedmiotu, 12 z drugiego + pomoce z zeszłych lat... a do egzaminu zostało równo 27h.

piątek, 13 czerwca 2014

276.

Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. NIE MA.
Tępe chuje z wiejskiej uczelni...

melisa, melisa, wszędzie melisa.

wtorek, 10 czerwca 2014

275.

Po dzisiejszym dniu i związanym z nim niespodziewanym przypływie pilnych obowiązków, nie wiem w co mam włożyć ręce, a dodatkowo stan zdrowia nie ułatwia mi zapanowania nad tym burdelem. Przed sesją powinnam zaczynać każdorazowo terapię wzmacniającą nerwy, bo SGGW mnie niedługo wykończy.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

274.

Mój organizm dostosowuje się do warunków panujących na dworze. 38,2°C - taka ze mnie gorąca dziewczyna. Dobrze, że w tym tygodniu są tylko dwa egzaminy.

Za co, ja się pytam?!

środa, 4 czerwca 2014

wtorek, 3 czerwca 2014

piątek, 16 maja 2014

269.

Jedyny dzień, który mogłam w całości poświęcić na nadgonienie materiału z przedmiotu o urządzeniach. Stąd jestem teraz bardzo wdzięczna pogodzie za to, że czytam dwa slajdy, zasypiam na dwie godziny i budzę się nadal nieprzytomna i niezdolna do działania. Bomba.

czwartek, 15 maja 2014

268.

Drugi dzień z rzędu poświęcam się dla nauki i wychodzę z domu bez śniadania, żeby wypić szklankę mega słodkiej wody i zmasakrować sobie palec 16 ukłuciami.
Postęp - z własnej, nieprzymuszonej woli zgodziłam się na dźganie igłami, których nienawidzę, a jakby tego było mało - robię to sama. Taka dzielna! *chlip*

poniedziałek, 12 maja 2014

267.

Życie zwariowane jak nigdy. Godzę pracę z uczelnią i jeszcze mam czas, żeby pozwiedzać. No, może nie mam kiedy się wyspać, ale ponoć po śmierci się to wyrówna (he, he... suchar).


Pan i Pani Gospodarz :)
WrocLOVE, zdecydowanie.

Teraz czekamy aż Wrocław odwiedzi Warszawę! ♥

czwartek, 1 maja 2014

266.

Postanowiłam wreszcie zrobić coś ze swoim życiem/tyciem i dlatego dziś, z początkiem nowego miesiąca, zdecydowałam się zostać wege na 30 dni, by sprawdzić czy podołam. Dodatkowo ruszyłam w końcu tyłek z kanapy, bo już nie pamiętałam jak to jest się zmachać i porządnie spocić. Może tym razem mi się uda?

z góry nawet chude ...